Znowu wybierają prezydenta świata. Tym razem może nim zostać mormon. Dawno temu zwracałem uwagę, że wszyscy powinniśmy brać udział w amerykańskich wyborach, bo wtedy mielibyśmy choć niewielki udział w decyzji, na kogo tym razem sobie napadniemy.
Bardzo to swoją drogą podniecające, że Amerykanie za nas wszystkich wybierają przywódcę, pod rządami którego wybuchnie sobie jakiś kolejny kryzys, który boleśnie dotknie nasze, oddalone od terytorium USA portfele albo wojenka jakaś, na którą obligatoryjnie pojadą nasi żołnierze. Podniecające to i fajne. Podniecające, bo kryzysy i wojny podniecają jak mało co, a fajne dlatego, że nie musimy się nawet męczyć, żeby poczłapać do urn. Nie mamy prawa wyboru władcy świata. Zrobią to za nas nasi umiłowani sojusznicy i na pewno wybiorą znakomicie. Pokładam w nich wiarę.